Warning: openlog() has been disabled for security reasons in /home/maciosmx/domains/woltuszowa.pl/public_html/modules/syslog/syslog.module on line 76

Warning: syslog() has been disabled for security reasons in /home/maciosmx/domains/woltuszowa.pl/public_html/modules/syslog/syslog.module on line 79
Legenda o Dziale | Wołtuszowa

PostHeaderIcon Legenda o Dziale

Grzmiało od samego rana, dlatego wszyscy we wsi siedzieli w swoich zagrodach i nikt nawet nie wychylał głowy na zewnątrz, by zobaczyć, czy czasem nie będzie to tylko chwila strachu i wszystko wróci do normalności. Dzieci siedziały u nóg swoich dziadów, a ci opowiadali im dawne baje i przypowieści. Matki krzątały się koło obiadu, a mężowie karmili trawą bydło i konie w oborze.

Na łąceSzła właśnie wiosna, zieleń bujna tryskała swoją młodością a łąki pełne kwiatów i ziół wprawiały w zachwyt niejedno dziewczęce serce. To właśnie na wiosnę, jak mówiło stare miejscowe porzekadło, jak dziewczyna spotka na łące chłopaka z ziołami to go nie odciągnie ani wołami. Tak to dziewczyny od czasu do czasu zaglądały na pole, czy czasem której nie pokaże się wymarzony widok pięknego, młodego kawalera, bo cóż piękniejszego mogłoby ją spotkać w rozkwicie wieku. Południe nastało a tu jak na złość rozlało się na całego i domy napełniła wszędobylska ciemność. W domu Pastucha, mądrego i dzielnego zarządcy wsi, najstarsza z trzech córek Helszka, odezwała się do ojca tymi słowy: nie gniewaj się mój kochany ojcze, ale mija mi już 25 wiosna życia i jakoś jeszcze nie udało mi się spotkać wybrańca mego serca, z którym mogłabym stworzyć dom, mieć dzieci i dać tobie wytchnienie na stare lata. A że zależy mi na tym okrutnie to i często o tym myślę i dlatego właśnie dzisiejszej nocy miałam dziwny sen. Otóż śniło mi się, że na górze wysokiej, z której potok spływa w dolinę, a wzniesienie porasta bujna i gęsta trawa, zobaczę młodego mężczyznę z laską w jednej ręce a z cudownym bukietem  w drugiej, a przy nim pełne stada bydła i kóz, koni i baranów. Będzie stał cicho i spokojnie a ja podejdę do niego i podam mu garnc  mleka i placka miodowego. On uśmiechnie się do mnie, ale powita językiem , który ciężko mi będzie zrozumieć. Ta chwila była dla mnie ojcze tak przejmująca, że się wtedy obudziłam i nie wiem co byłoby dalej gdyby sen trwał i trwał. Pozwól mi przeto ojcze wyjść nieco na wzgórek i zobaczyć czy czasem kto nie pokaże się na łące pod lasem bo inaczej po co taki sen miałby mi się śnić. Córko ty moja kochana, każdy z nas ma różne sny i bardziej prawdziwe i mniej ale żeby aż tak wierzyć we sny to czy ja wiem, czy warto? – ot co ma być to będzie. Wiedz jedno, że jeśli masz spotkać kogoś i chcesz tego bardzo to pewnie to przyjdzie czy prędzej czy później. Ojczulku ty mój pozwól mi wyjść na łąkę i zobaczyć czy tam nie widać nikogo, a jak nie będzie to zaraz wrócę , obiecuję. A idź głupia Ty, idź. Tylko zaraz wracaj bo krowy trza podoić a i co ludzie powiedzą gdy zobaczą cię na polu samą bez nijakiej obstawy, samiuśką jak palec, że tylko czekać na jakiego bandytę. Helszczce nie trzeba było dwa razy powtarzać zgody na wyjście, bo ani nie oblókłszy się do końca wyskoczyła na podwórze zabierając w biegu do jednej ręki placek miodowy a do drugiej dzban z mlekiem rannym. Pierwsze kroki pokonała prawie biegiem ale w miarę oddalania od domu krok jej stawał się powolniejszy i ostrożniejszy. Przez chwilę zerkał za nią ojciec przez szparę w ścianie, ale ktoś go zawołał i zwróciwszy swoją uwagę na co innego zapomniał o wyjściu swojej pierworodnej córki. Tymczasem z kroku na kroczek Helszka oddalała się od zagrody i powoli zaczęły jej zamazywać się kształty chałup i zabudowań wiejskich, ale wiedziona nadzieją cudownego spotkania nie zbaczała uwagi ni na strach ni na języki i obmowy ludzkie jakie mogły ją czekać po powrocie do domu.

Łąki pod DziałemDeszcz powoli zanikał, delikatny wiatr wiedziony południowymi podmuchami rozwiewał szybko zaciągnięte chmury tak, że po chwili na niebie zaczęły pojawiać się niebiesko białe chmurki. To dobra wróżba, pomyślała Helszka i nie oglądając się za siebie dzielnie maszerowała w górę, która jak we śnie rozpościerała przed nią swoje podwoje. Zatrzymała się na chwilę, zawahała, czy dalej iść, czy to nie głupota wierzyć w sny. Podejdę jeszcze trochę do góry i się wrócę, przecież to nic złego. Jak pomyślała tak zrobiła. Łąka przed Halszką nie miała tajemnic, bo codziennie tutaj wypędzała bydło na popas a i spędzała je stąd do rzeki na wodopój i później do stajni . Dzisiaj jednak nie czuła się tak pewnie na łące, a każdy ruch, odgłos potęgowały niepewność i nadzieję na coś innego, coś niewiarygodnego, ale jakże wyraźnego w jej cudownym śnie. Niepewność na przemian z wiarą kołatały sercem Halszki ale nic nie mogło jej zatrzymać przed wyjściem na górę ze snu. Dźwignęła głowę wyżej bo promienie słońca zaczęły coraz mocniej razić ją w oczy tak, że widoczność miała ograniczoną, toteż co chwila przysłaniała sobie ręką czoło, aby zasłonić jasność bijącą z nieba i lepiej widzieć drogę. Do szczytu pozostało już jej niewiele, dlatego w myślach zaczęła się uśmiechać sama do siebie ze swej głupoty i naiwności wiary w sny, gdy dźwignąwszy głowę nieco wyżej i przysłoniwszy znów czoło ręką zobaczyła na samym szczycie góry, jakby w promieniach ognistego słońca mocno zamazaną postać ludzką Serce zakołatało jej jak młot a myśli zaczęły szaleć niepewnością i pragnieniem czegoś cudownego. Zatrzymała się na chwilę, by wyostrzyć wzrok i upewnić się w swoim widzeniu, gdy spostrzegła, że jaśniejąca postać tak jakby powoli i dostojnie przybliża się do niej.

Wiosenny widok z łąki pod DziałemNagle stanęła, zatrzymała się pośrodku pięknej górskiej łąki jakby badając kogo za chwilę spotka i czego może się spodziewać po gospodarzach tej ziemi. Odległość była już na tyle bliska , by Halszka zobaczyć mogła, że stoi przed nią piękny i młody mężczyzna o długich jak len włosach, mocno zbudowanym ciele i szerokim przejmującym uśmiechu. Odziany był w skórzaną bluzę a biodra przepasane miał grubym pasem. W prawej ręce trzymał długi kij pasterski a w lewej naręcze kwiatów i ziół górskiej łąki. Przez chwilę obydwoje stali i badali się wzrokiem jakby nie wierząc w to co się działo, ale Helszka opamiętawszy się postanowiła podejść do nieznajomego i zbadać cel przybycia mężczyzny. Ruszyła z miejsca bardzo delikatnym krokiem, omal nie dotykając ziemi, jak muza, wolniutko zbliżała się do młodzieńca. On stał i czekał dostojnie na spotkanie. Wiatr południowy delikatnym podmuchem rozjaśnił prawie już całe niebo stąd odgłosy krzątania i życia zaczęły rozlegać się we wsi a co poniektórzy pamiętając o wyjściu Halszki z zagrody zaczęli kierować się na górę zobaczyć co z nią, czy aby co złego jej tam nie spotkało. Tymczasem Halszka stanąwszy twarzą w twarz z nieznajomym, patrząc mu prosto w oczy z radością i pokojem wyciągnęła dłonie i podała mężczyźnie dzban mleka i placek miodowy. On skłoniwszy się delikatnie przyjął dar i odłożywszy pasterski kij powoli i spokojnie zjadł place i popił mlekiem.  Trwało to chwilę, ale obydwojgu kotłowały się myśli i słowa: co dalej. Halszka odetchnąwszy głęboka piersią zwróciła się ze spokojem i powagą do przybysza: Witam Cię Panie na naszej skromnej ziemi. Nie wiem kim jesteś i jaki jest twój zamiar, ale wiedz, że mój naród to dobry naród, który kocha ludzi i pomaga ludziom. Żyjemy skromnie i uczciwie. Potrafimy podzielić się chlebem i jadłem, a jak trzeba to i na  noc przyjmiemy. Jak Cię zwą i skąd przybywasz Panie? Łezko, zwą mnie Łezko. Jestem pasterzem, przybywam z bardzo daleka gdzie ziemia równinna a stepy bezkresne ciągną się do gór i brzegów rzek. Wędruję tam gdzie trawa zielona i dobrzy ludzie co dają spokojnie i cicho żyć. Nie grabimy i nie plądrujemy, a wolimy dzielić się z innymi niż napadać i grabić. Przybyłem tu z moim ludem, który stoi u podnóża góry obozem i czeka na mnie z odpowiedzią: czy idziemy dalej szukać swego miejsca na ziemi,  czy rozbijamy się tutaj, czy nas przyjmą jak swoich, czy każą iść w dalszą drogę. Droga Pani biedni jesteśmy ale uczciwi i ze szczerego serca ofiarujemy Wam pomoc i sąsiedztwo swoje. Jak możecie to przyjmijcie nas na tej ziemi, może być ta gorsza, górska, mniej dostępna ale wreszcie stałaby się naszą, którą moglibyśmy się opiekować i na niej gospodarzyć. Na znak dobrej woli i pokoju przyjmij Pani ten bukiet kwiatów i ziół tej ziemi by zawsze w niej gościł dostatek i szacunek do drugiego człowieka. Skłoniwszy się, Łezko  wręczył Halszce podarunek i cofnąwszy się nieco czekał na odpowiedź. Panie, nie znam Ciebie i twojego ludu, ale skoro los chciał nas połączyć i zwiastował Cię proroczym snem, to wierzę, że tak ma być. Dlatego ja Halszka, prawowita następczyni na tej ziemi po moim kochanym i mądrym ojcu, witam cię jako brata i dobrego sąsiada w tej krainie ciszy i spokoju. Ziemia nasza, choć uboga, ale na tyle bogata, że wyżywi nas i was, a także nasze stada bydła i owiec. Potok, swoją życiodajną wodą zapewni nam urodzaj i obfitość jadła, a jeśli Bóg pozwoli to ludy nasze połączą się i wydadzą wielu wspaniałych i mądrych potomków.

Przystanek kultury łemkowskiej

W tym momencie nastąpiło coś niezwykłego, bo za plecami Helszki pojawiło się całe mnóstwo ludzi, mieszkańców osady: starszych i młodszych, dziadów i dziatek, którzy wiedzeni ciekawością przybyli zobaczyć co takiego dziwnego a jednocześnie niesamowitego dzieje się na pobliskiej górze. W tym samym czasie od drugiej strony góry, lud Łezki wiedziony ciekawością i niepewnością spotkania swojego przywódcy z obcymi wyruszył zobaczyć, czy aby nie dzieje się mu jakowaś krzywda. I tak jak lud Halszki stanął jak ściana za plecami Łezki. Obraz dwu ludów stojących na wprost siebie dotychczas sobie nieznanych tworzył zjawisko cichego, głuchego przymierza pod gołym niebem, gdzie cisza tworzyła najpiękniejsze formy porozumienia i współpracy między nimi. Oczy wpatrzone w siebie, w swój wygląd, strój, zachowanie oswajały chwilę braterską między dwoma narodami. Stada jednych i drugich zaczęły się między sobą mieszać, i tylko pomrukiwania owiec i rżenie koni uzupełniało jakby czarodziejską ciszę. Wtem pomiędzy Helszką i Łezkiem stanął ojciec Halszki Pastuch, wyciągnął wysoko ręce w górę i rzekł majestatycznym głosem:  Ludu mój, który od wieków zasiadasz na tej cudownej ziemi, uprawiasz ją, pielęgnujesz, żywisz się jej owocami i jesteś na niej szczęśliwy popatrz na ten lud ubogi, który wędruje już tyle lat i nie ma swojego miejsca na ziemi. Cierpi nieraz głód i niedostatek, dzieci nie mają przytułku i ciepłej strawy a strach przed nieznanym jest im przewodnikiem i drogowskazem. Otwórz swoje podwoje dla tych biednych ludzi, okaż dobre serce, służ radą i pomocą a przyjdzie taki czas, że on odwdzięczy ci się, a we wspólnocie będziemy silniejszymi i mądrzejszymi gospodarzami tej ziemi. Skoro moja córka czekając tak długo na swojego wybranka miała w sobie taką silną wiarę, że to nastąpi, to ja dzisiaj radosnym sercem oddaję ją tobie młodzieńcze za żonę. Kochaj ją i szanuj, miejcie dzieci i wychowajcie je na dobrych ludzi, którzy będą i z was i z nas dumni, że mieli tak wspaniałych przodków. Niech będzie to dzień wesela i radości, a góra która do teraz dzieliła nas od dalekiego, tajemniczego świata, od tajemniczej i potężnej puszczy niech połączy nas węzłem jedności i braterskiej siły. I działo się dzisiaj co niemiara po tych słowach Pastucha, bo wszyscy jak stali na jego słowa rzucili się w sobie w ramiona. To płacz na przemian z radością i przenikliwym śmiechem mieszały się w kotłowaninie dwojga prostych i spokojnych ludów, które we wspólnej jedności upatrywały swoją przyszłość i bezpieczne jutro. Helszka z Łezką stworzyli nowy, wspólny dom, którego potomkiem i ja jestem, a góra na której się spotkali już nie dzieliła nikogo, a była symbolem dawnej granicy dwóch światów, które po spotkaniu stały się jednym. Góra ta pozostała dla nich świętą górą, a na pamiątkę dawnej granicy dwóch odmiennych światów nazwali ją Górą Dział.  

Spisał: Adam Śliwka